Quantcast
Channel: StellaLily Beauty Blog
Viewing all 267 articles
Browse latest View live

Wakacyjni ulubieńcy 2014 - KOLORÓWKA

$
0
0
Była pielęgnacja jest i kolorówka :) Poprzedni post z ulubieńcami można przeczytać tutaj :)
Podczas urlopu starałam się jak najmniej sięgać po kosmetyki kolorowe, tak aby skóra twarzy mogła odetchnąć, odpocząć od codziennego makijażu.
Jednak znalazło się kilka rzeczy, które wręcz zachwyciły mnie i sięgałam po nie z ogromną przyjemnością.
Oto moi faworyci z wakacji, zapraszam do krótkiego przeglądu :)

Szminka The Body Shop Colour Crush 245 - powiem szczerze, że nigdy nawet nie przyglądałam się kolorówce tej firmy. Szminkę znalazłam w torbie ze spotkania blogerskiego w Warszawie i spodobała mi się od pierwszego użycia. Róż z milionem maleńkich złotych drobinek. W słońcu wygląda po prostu bosko. Szminka jest niesamowicie podobna do różuBourjois nr 33 ze zdjęcia poniżej - idealny duet.



Guerlain Meteorites Aquarella - cudnie podkreślają opaleniznę, jestem nimi zauroczona. Było już o nich na blogu, więc odsyłam tutaj :)


Anastasia Beverly Hills Dipbrow Pomade w odcieniu Taupe - oj długo trwało zanim wybrałam jakiś odcień. Wierzcie, wypróbowałam na sobie chyba wszystkie możliwe odcienie dla blondynek i szatynek, oprócz Taupe - którego wzięłam w ciemno. No i na tą chwilę jest on moim ulubionym. Na zdjęciu poniżej mam go na brwiach :)


Te dwa lakiery OPI skradły moje serce, absolutnie piękne. Czerwień noszę na stopach, a różem zachwycam się na dłoniach. Sama nie wiem, który piękniejszy ...



CoverGirl Clump Crusher by lashblast - tusz pochodzi z dwupaku, który kupiłam po zachwytach Sroki :* I przyznam się szczerze, że na początku nie byłam nim zachwycona, szału nie ma. Jednak z czasem zauważyłam jak niesamowicie ta szczoteczka rozczesuje rzęsy równiutko przy tym pokrywając je tuszem. Na dzień idealnie. Mam go na rzęsach na zdjęciu poniżej :)


Kat von D Tattoo Liner w odcieniu Trooper - absolutne cudo, pokochałam od pierwszego użycia. Całkowicie wart każdego wydanego dolara. Kreski malują się nim same, niesamowicie precyzyjny i trwały. Cudo!


DIOR Diorskin Airflash nr 201 - ten podkład był także moim ulubieńcem wakacyjnym w ubiegłym roku. Wróciłam do niego i po raz kolejny się nie zawiodłam. Leciutki, średnio kryjący i en blask zdrowej skóry. Uwielbiam ;) Był już o nim post, po więcej informacji zapraszam tutaj :)


Bourjois Blush 33 Lilas d'Or - róż z milionem złotych drobinek, dupe słynnego Orgasm NARSa. Nie wiem, który był pierwszy :) Świetny na lato, migoczący. Ożywia twarz i podkreśla opaleniznę. Ciężko się nim pracuje ale warto.


BONUS
Makijaż w którym użyłam większości powyższych ulubieńców :) Użyte cienie to Anastasia Beverly Hills Amrezy Palette, którą pokazywałam już tutaj :)
Na brwiach Taupe ABH, tusz CoverGirl, podkład Airflash. 



I to tyle...
Buźka :)

LUSH Ayesha Fresh Face Mask

$
0
0
Polubiłam się z kilkoma produktami LUSH, do nich na pewno zaliczają się maski. Dzisiaj o maseczce, która trafiła do moich wakacyjnych ulubieńców w kategorii pielęgnacja.


Ayesha to maseczka polecana do zmęczonej skóry dojrzałej. Zwiera bogate w witaminę C kwi, które ma rozjaśnić skórę, szparagi które odżywiają i pochłaniają nadmiar sebum; miód działający kojąco. Poza tym zawiera także wyciąg z oczaru wirginijskiego czy róży damaceńskiej, kaolin, olej rozmarynowy i z paczuli a także czarny bez. Całość bazuje na glince fullers, która ma silne działanie odtłuszczające i oczyszczające. 
Idealna do cery dojrzałej bo jej zadaniem jest napinać skórę, dodać jej młodzieńczego blasku.







Maseczkę kupiłam w LUSH w Chicago i używałam co drugi dzień podczas pobytu, czasami codziennie. Jest dość treściwa a zapach nie jest już tak przyjemny jak np. Catastrphe jednak nie jest nieprzyjemny. Nakładałam ją na maksymalnie 15 min. i starałam się nie dopuścić do jej wyschnięcia na twarzy.
Po zmyciu skóra faktycznie jest odświeżona, promienieje. do tej pory żadna maska Lusha tak pozytywnie mnie nie zaskoczyła. Pory zwężone, skóra ładnie napięta ale nie ściągnięta. Dla mnie idealna maska przed większym wyjściem. Będę do niej wracać na pewno, jeśli tylko nadarzy się okazja zakupu.

Projekt DENKO vol.8 czerwiec - sierpień 2014 [32 kosmetyki]

$
0
0
Tym razem trzymiesięczne podsumowanie zużyć. Mało kolorówki ale za to same hity, bez dwóch zdań. Z pielęgnacji przerobiłam sporo ale do wielu kosmetyków już nie powrócę...
Zapraszam na mały skrót :)


Tołpa tonik nawilżający - zmęczyłam dosłownie i powrotów nie planuję, kupiłam przez przypadek myśląc, że to micel.
Seboradin maska - recenzja TUTAJ, chyba nie skuszę się po raz drugi... 
ISANA zmywacz do paznokci - zwykły tani zmywacz, bez rewelacji.
J&J szampon kojący - używałam go jako szamponu chelatującego. Na pewno do niego wrócę bo całkiem nieźle oczyszczał.
Melisa tonik, czasem wracam do niego, recenzja TUTAJ :)
Avene woda termalna, fajna podręczna lubię i tyle ;)


LUSH Ayesha - ulubiona jak do tej pory, recenzja TUTAJ.
Organique peeling kawowy - genialny, cudny zapach będzie powrót, recenzja TUTAJ.
Organique olej kokosowy - idealny jako balsam do ciała, uwielbiam i chcę więcej ;)
Organique savon noir, po raz kolejny mi się zepsuło i zwyczajnie śmierdzi - ja nie wiem co robię nie tak, nawet nie nabieram mokrymi dłońmi a szpatułką i i tak się psuje:/ Jest świetne ale szkoda mi po raz kolejny wyrzucać pieniądze na coś co szybciej się psuje niż maska z LUSHa.


L'Oreal Prodigy - świetna farba, ciesze się, że spróbowałam, będę wracać do niej na pewno bo na ten czas nie znalazłam w drogerii nic lepszego.
Macadamia Healing Oil Spray - genialny olejek z lotnymi silikonami, ja uwielbiam i mam kolejną wielką butlę w zapasie :) Recenzja TUTAJ.
L'Oreal Preference - farba (tu tylko maska) raczej do niej nie wrócę, droga i podrażniała mi skalp.
Alterra olejek z papają - poszedł do kosza, nic specjalnego, od czasu do czasu używałam do masażu ale kupiłam do z myślą o włosach, nie sprawdził się wcale.


Yves Rocher dwufazówka z bławatkiem - świetna i tania, z pewnością się kiedyś jeszcze skuszę.
Nubian Heritage czarne mydło - genialne, kolejna kostka, niesamowicie długo się zmydla, rok to mało. Recenzja była TUTAJ.
Bioderma Matricium - świetny produkt, zużyłam już kilka takich starterów i mam połowę oryginalnego opakowania, wracam regularnie bo warto.
B&L Bio True - zużyłam kilkanaście opakowań, świetna mała poręczna buteleczka z dobrym płynem do soczewek i tyle ;)


Auriga Flavo-C serum - świetne serum, myślę, że wrócę na pewno, używałam z przyjemnością. Genialnie nawilża, dodaje blasku. Moja skóra kocha witaminę C.
Clarisonic delikatny krem oczyszczający - używałam przez miesiąc razem ze szczoteczką, mam kolejne opakowania, małe i duże. Fajny produkt ;)
ZSK Organiczny olej arganowy deodoryzowany - wzięłam na próbę bo interesował mnie zapach i faktycznie jest OK, to znaczy nie ma go wcale ;) Dobra alternatywa dla tych, którzy nie radzą sobie z zapaszkiem arganu.
ALGENIST krem pod oczy - świetny będzie powrót na pewno, recenzja była TUTAJ.


Lucy Minerals podkład mineralny, mój ukochany, najlepszy ever :) Recenzja była TUTAJ, oczywiście kolejne opakowanie poszło w ruch...
Próbki - te na zdjęciu to produkty, których rozważam zakup :)
MILANI - korektor pod oczy - i tutaj totalna czarna rozpacz, bo to mój ukochany, najlepszy a niestety się skończył i został wycofany :( Jest wielki smutek bo nie znalazłam godnego następcy, nawet wśród drogich marek :( Recenzja TUTAJ.
Oriflame tusz do rzęs - tani i bardzo dobry, świetnie rozdziela rzęsy i jest diabelnie trwały. Będę wracać na pewno :)


Yves Rocher żel pod prysznic konwalia - cudny zapach, recenzja TUTAJ :)
ISANA olejek pod prysznic - idealnie sprawdził się w Chorwacji podczas upałów, nie musiałam sięgać po balsam, skóra była po nim dostatecznie nawilżona.
Tołpa płyn do higieny intymnej - zmęczyłam i to dosłownie, śmierdzi i nie kupię go na pewno, żel tego typu musi dawać mi poczucie świeżości, tu tego nie ma, więc powrotu nie będzie.
Yves Rocher kremowy żel o zapachu kawy - cudo, uwielbiam, kolejny w zapasie :)
Nivea Baby żel pod prysznic, używa go cała rodzina, dobry sprawdzony kosmetyk.
Le Petit Marseillais kwiat pomarańczy - nie planuje powrotu, kupiłam z ciekawości i zmęczyłam. Nie umywa się do kremowych żeli YR czy TBS. Słaby i tyle...

Do następnego denka  :)
Koniecznie dajcie mi znać czy znaliście te kosmetyki?

Zapraszam też na rozdanie w którym do zgarnięcia zestaw kosmetyków BALEA ;)

Anastasia Beverly Hills CONTOUR KIT nowa wersja [swatche]

$
0
0
Anastasia Beverly Hills to marka, której moim zdaniem nie trzeba już przedstawiać, bo szturmem zdobyła świat i zyskała rzeszę wiernych fanek. Ja również przepadłam i wśród oferowanych produktów mam już swoich ulubieńców. Na blogu m.in. było już o palecie Amrezytutaj :) Wkrótce pojawią się posty o produktach do brwi, dzisiaj zapraszam na recenzję pudrów - brązerów - rozświetlaczy z palety Contour Kit.



Paletę zamówiłam z firmowej strony podczas mojego pobytu w Chicago. Co ciekawe udało mi się ją zamówić na następny dzień po tym jak wprowadzone zostały do oferty nowe odcienie. Wcześniejsza wersja Contour Kit zawierała 6 standardowo dobranych pudrów bez możliwości wyboru. Możecie wyobrazić sobie moją ekscytację jak zobaczyłam, że sama mogę zaprojektować własny zestaw Contour Kit. Wybór był naprawdę trudny (26 odcieni) zwłaszcza, że nie było jeszcze żadnych swatchy w sieci. Dlatego po namyśle wybrałam sprawdzony standardowy zestaw zamieniając tylko jeden brązer Havana na  rozświetlacz K10
Miałam już okazję wcześniej używać tej palety i wiedziałam, że Hawana jest dla mnie zbyt ciepły i zbyt czerwony dlatego sugerując się nazwą Highlighter illuminateur wybrałam 10K z nowej oferty :) Zamawiałam też jeszcze kilka innych palet (nie dla siebie) i niestety próbki dostępne na stronie mają się nijak do rzeczywistości, dlatego radzę przed zakupem dokładnie przekopać internety i poszukać porządnych swatchy.


Paleta jest w cenie 40$ w tym 6 wkładów. Cena naprawdę przyzwoita jak na tą ilość odcieni a przede wszystkim świetną jakość. Oczywiście sama paleta jest magnetyczna a pudry można dowolnie wymieniać i komponować. Przyczepię się tylko do braku lusterka, które naprawdę tutaj bardzo by się przydało. Zamykanie na magnes.


Wszystkie pudry są naprawdę dobrej jakości, bazujące na krzemionce, potem talk dzięki czemu efekt jest niezwykle subtelny, satynowy i fantastycznie odbija światło. Zmielone fantastycznie, wręcz kremowe, dobrze się nabierają na pędzel i świetnie się ze sobą i innymi mieszają na twarzy. Jedynie 10K wydaje się być bardziej suchy ale moim zdaniem to przez dodatek delikatnego złotego shimmeru.
Do pigmentacji także nie mogę się przyczepić, trwałość od nałożenia do zmycia bez zmian - przynajmniej u mnie :)
Wg mnie taka paleta jest idealnym rozwiązaniem dla osób, które rano chcą mieć wszystko pod ręką, bez potrzeby szukania brązera czy rozświetlacza. Przyznam się szczerze, że nie mogę się doczekać róży to naprawdę byłoby super mieć jeszcze w nim własnie róż :)
Cały zestaw który ja posiadam sprawdzi się u dość jasnej karnacji, przepiękny jest wręcz Java -idealny chłodny matowo-satynowy jasny brąz. Cudo! Zresztą ja jestem zadowolona z każdego pudru w tym zestawie i z pewnością w przyszłości pokuszę się o jeszcze jeden.
Nie posiadają żadnego zapachu, nie spowodowały u mnie alergii czy pogorszenia stanu cery. No i najważniejsze, Anastasia wysyła do Polski więc takie cudo w zasięgu ręki to jest to :)





Każdy wkład zapakowany był w osobny kartonik na którym podane były wszelkie informacje, m.in. skład. Cena jednego wkładu to 14$ 







Dajcie mi koniecznie znać w komentarzu czy Wam się podoba tego typu zestaw lub czy mieliście do czynienia z tą firmą :)
Zapraszam także na mój:

Facebook      *     Instagram      *    Bloglovin'

DIOR My Lady Palette Blush 002, Dior Blush Cannage Summer Edition 2014 @ Saks

$
0
0
Ten mocno limitowany róż Diora to kosmetyk na który najdłużej czekałam i którego nabycie przysporzyło wielu osobom trudności, dlatego w tym miejscu dziękuję im za wszelkie starania :* Było warto!
Glowing Colour Blush Palette pod nazwą My Lady ukazał się wyłącznie dla drogerii Saks Fifth Avenue oraz podobno był dostępny w salonach Diora. Natomiast wcześniej, bo wiosną tego roku wypuszczony był wyłącznie na rynek japoński pod nazwą kolekcji Cannage 2014. Ja posiadam odcień 002 - pink, dostępny był jeszcze 003 - coral; 001 to Dior Rose.


Niestety zakupienie go nie było łatwe, kiedy pojawił się w drogeriach Saks - jak się okazało nie wszystkich został wyprzedany w ciągu dwóch dni, na kolejne partie były już "zapisy". Byłam zapisana i mimo wszystko nadal nie udało się kupić, bo kolejne dostawy trafiły już do wybranych drogerii Saks. Dopiero udało mi się upolować go na stronie internetowej Saksa, był dostępny raptem 3 dni... Upolowałam :) I uwaga na dzień dzisiejszy znów jest TU !!! 
Czy było warto, no pewnie! Róż jest przepiękny, idealne położenie chłodnego stonowanego różu z delikatnym różowo-brzoskwiniowym tłem. Całość w lekkiej srebrnej poświacie. Wierzcie mi na słowo, że w rzeczywistości jest naprawdę piękny.
Tekstura bardzo aksamitna, lekka, miałka idealnie zmielona aż żal używać :P Blenduje się rewelacyjnie, jest trwały i świetnie się nosi. Na twarzy zachowuję się troszkę jak kameleon w zależności od odcienia karnacji, mam wrażenie, że latem przy większej opaleniźnie był bardziej ciepły a teraz na mojej bledszej twarzy wydaje się znacznie chłodniejszy. 
Efekt to szlachetny, elegancji rumieniec, na pewno nie zrobimy sobie nim krzywdy na twarzy.
Porównania do innych róży o podobnym odcieniu znajdziecie tutaj :)

źródło: net
Lady Diana i słynna Lady Dior Bag, ulubiona torebka Diany





Całość pięknie zapakowana w lustrzany kartonik, róż jest zamknięty w BARDZO ciężkiej, naprawdę masywnej metalowej kasetce oraz welurku. Całość waży naprawdę sporo. Dołączony jest pędzel typu kabuki. W pudełku znalazłam także próbkę bazy pod podkład. Wielkość standardowa 10 g, skład na zdjęciu powyżej.
Paleta różu jest grawerowana oczywiście motywem torby Lady Dior, mistrzostwo jak dla mnie. Zamknięcie kasetki jest na delikatny magnes. Przyznam się, że rzadko spotykam się z tak pięknym wykonaniem opakowania.
















Idealne brwi...? Anastasia Beverly Hills Dipbrow Pomade

$
0
0
Produkty marki ABH robią furorę i nie ukrywam, że mnie także zauroczyły. Dlatego dzisiaj będzie o słynnej już pomadzie do brwi Dipbrow Pomade. Ja aktualnie posiadam dwa odcienie: Taupe i DarkBrown. Powiem od razu, że mimo tego iż wiele razy oglądałam je na żywo w Sephorze czy Macy's (Chicago) nadal nie mogłam zdecydować się, który wybrać odcień. Konsultanci w drogeriach malowali mi brwi łącznie pięcioma odcieniami na przemian namawiając mnie bardzo na Blonde. Ja niestety aż w tak jasnych brwiach źle się czuję i mimo, że włosy farbuję na blond lubię mieć ciemniejsze brwi :)
Wybór wśród Dipbrow Pomade jest dość szeroki mimo to dobór właściwego odcienia jest trudny dlatego ja zdecydowałam się zakupić te dwa w moim odczuciu najbardziej uniwersalne tym bardziej, że praca z tym produktem daje jak się przekonacie poniżej ogromne możliwości.
Zapraszam do lektury :)




Dipbrow Pomade to niesamowicie kremowy, mocno napigmentowany produkt do definiowania brwi. Posiada wodoodporną formułę, jest trwały. Aktualnie mamy dostępnych na stronie 8 odcieni. Można zamawiać do Polski.
Produkt jest zamknięty w słoiczku co bardzo mi się podoba bo nie musimy nic wyciskać na rękę tak jak w przypadku Aqua Brow. Nie posiada zapachu, nie wywołał żadnego uczulenia.

Na zdjęciach widać małe zużycie ale robiłam je na początku sierpnia, choć niestety odcień Taupe już był "nadgryziony". Aktualnie większe zużycie mam w słoiczku z Dark Brown. Używam obu odcieni zamiennnie codziennie i nic absolutnie nie wysychły, zupełnie nic się z nimi nie dzieje. 

Trwałość na skórze od rana do wieczora co w moim przypadku jest 12h i więcej. Jednak radzę nakładać tak jak w przypadku Aqua Brow MUFE na odtłuszczoną skórę (czystą). Zdeydowanie trwałość może być mniejsza jeśli nałożymy pomadę na skórę pokrytą kremem czy podkładem lub często dotykamy dłońmi brwi. 

Dzięki Dipbrow Pomade możemy całkowicie zdefiniować kształt brwi, mocno je podkreślając, rysując precyzyjnie każdy włosek a także tylko "przydymić" brwi, nadać im lekki cień pod włoskami. Wszystko zależy od tego jaki efekt nam się bardziej podoba. Produkt jest tak niesamowicie funkcjonalny, że ogranicza nas tylko wyobraźnia i oczywiście posiadane umiejętności :) 
Ja do tej pory używam pędzelka do brwi z firmy Sigma, Angled Brow nr E75. Ale mam ochotę wypróbawać jeszcze pędzel ABH.

Przyznam się szczerze, że obsługi tej pomady trzeba się nauczyć i na początku nie każdemu ona przypadnie do gustu. Trzeba napierać niesamowicie małe ilości bo kosmetyk jest tak napigmentowany, że bardzo łatwo zrobić sobie nim krzywdę zwyczajnie przerysowując brwi. Szczególnie jeśli używamy jak ja ciemnych odcieni.

Formuła tego produktu jest niby kremowa ale w słoiczku nieco dziwna, trosze jak bardzo miękka plastelina. Zdarza się, że nie zawsze czepia się dobrze pędzelka, zdecydowanie jest to konsystencja stała.
Jak już owoimy się trochę z tym cudem to pracuje się nim wyśmienicie, nie zasycha od razu na skórze, genialnie się rozciera, można kilkanaście razy poprawiać - aż do znudzenia. Utrwala się dopiero po kilkunastu minutach. 
Ja używając Dark Brown staram sie stworzyć jak najbardziej subtelny i delikatny efekt. Bardzo podoba mi się ten odcień, chłodny śliczny brąz. Choć strasznie łatwo z nim przesadzić dlatego m.in. zaczęłam od jaśniejszego odcienia.
Taupe jest dla mnie trudny do określenia, niby stal, popiół ale przy mocnym roztarciu widzę tam ciepłe brązowe tony. Nie mniej jednak na pewno spodoba się wielu osobom bo jest niesamowicie uniwersalnym odcieniem.

Pomady używam wraz z innymi produktami do brwi, m.in. nadal stosuję żel Delia Onyx do zdyscyplinowania włosów, mam też wosk w kredce Milani o którym na pewno będzie. Inne produkty które lubię to Set od Catrice czy również Anastasia Beverly Hills Brow Poder Duo w odcieniu Medium Brown o którym już wkrótce.









u góry Taupe, na dole Dark Brown




brwi - DARK BROWN

brwi - DARK BROWN

brwi - TAUPE
Przy powyższych makijażach możecie zobaczyć jak prezentuje się na brwiach. Koniecznie dajcie mi znać , który waszym zdaniem lepiej do mnie pasuje i czy znacie ten produkt :)


FACEBOOK   ||    INSTAGRAM    ||     BLOGLOVIN'

Kat von D Lock-it tattoo foundation | recenzja i dużo zdjęć

$
0
0
Jestem wielką fanką talentu Kat von D, uwielbiam jej prace zarówno te wykonane maszynką do tatuowania jak i makijaże.  Kat wypuściła linię kosmetyków kolorowych sygnowanych swoim imieniem i ciągle się ona rozwija co mnie osobiście bardzo cieszy. Wszystkie produkty cechują się przedłużoną trwałością, mocną pigmentacją i pełnym kryciem.
Jeśli jesteście ciekawi jak u mnie sprawdził się jej flagowy produkt to zapraszam dalej... :)





Wg producenta
Lock-it tattoo jest to podkład którego formuła zawiera aż 21% pigmentów, bardzo wysoka pigmentacja tak aby pokryż nawet tatuaże połączona z długotrwałością. Kat obiecuje nam aż 24h. Poza tym podkład jest lekki, daje wykończenie półmatowe oraz gładkie pełne krycie bez podkreślania niedoskonałości i zmarszczek. Naturalne polimery wchłaniają nadmiar sebum a emolienty zapewniają nawilżenie i pełen komfort noszenia oraz aksamitną konsystencję. Podkład nie zawiera parabenów ani syntetycznych zapachów. Dobrze współpracuje z innymi produktami z tej linii. Na dole tego posta filmik w którym Kat pokazuje jak używać podkładu :)
Dostępnych odcieni jest aż 19, cena 34$ (sephora.com)


Od kiedy pojawił się ten produkt na rynku bardzo chciałam go przetestować. Moja cera mieszana (35+) z bliznami potrądzikowymi, przebarwieniami, popękanymi naczynkami oraz rumieniem na zawołanie jest idealna aby sprawdzić tego oto osobnika. 
Poza tym byłam bardzo ciekawa jak wypadnie on w starciu z dość popularnym Revlonem Colorstay, który również oferuje 24h trwałość i pełne krycie. Na zdjęciach poniżej można zobaczyć, że odcień 180 sand beige jest bardzo podobny do 48 light podkładu Kat von D
Przyznam, że miałam pewne obawy przed zakupem Lock-it bo Colorstay, podobnie jak Double Wear Estee Lauder nie sprawdził się u mnie wcale, oba są dla mnie zbyt ciężkie, mam wrażenie, że moja skóra się pod nimi dusi a podczas częstego użuwania jej stan się pogarsza mimo, że do demiakijażu podkładów o przedłużonej trwałości przykładam się ze szczególną starannością.



Podkład zapakowany w cudne opakowanie, a używanie go to czyta przyjemność. Podkłady o przedłużonej trwałości jak ten zawsze nakładam na odpowiednio przygotowaną skórę, przede wszystkim mam tu na myśli dobre nawilżenie. Nakładałam go zarówno pędzlem jak i Beauty Blenderem, nakłada się łatwo, i faktycznie mimo ogromnej pigmentacji jest lekki. Krycie jest tak duże, że niedoskonałości są pokryte już przy pierwszej warstwie. Drugą warstwę zazwyczaj daję tylko punktowo na pojedyncze niedoskonałości czy czerwone naczynka.
Podkład utrwala się na twarzy w czasie umiarkowanym więc jakoś specjanie nie trzeba się spieszyć przed obawią, że zrobimy sobie placki na twarzy. 
Poza tym w przeciwieństwie do wspomnianego Colorstay czy Double Wear jest niesamowicie lekki jak na tak kryjący produkt. Po całym dniu na twarzy nadal moja skóra nie odczuwa dyskomfortu, nie dusi się. Nie czuję, że musze go natychmiast zmyć po powrocie z pracy. 
Wykończenie matowe a właściwie półmatowe nie jest tym za którym przepadam. Osobiście wolę podkłady rozświetlające jednak tutaj sprawdę rozwiązuję przy użyciu Meteorytów Aquarella (recenzja).



Na opakowaniu mamy nawet tłumaczenie na język polski :)




Opakowanie jest piękne samo w sobie, naprawdę cieszy oko. Pompka typu air less działa bez zarzutu a przejrzyste opakowanie pozwala kontrolować zużycie podkładu. Widać dokładnie ile już zużyłam :)


Oba zdjęcia w  świetle dziennym: u góry w cieniu a na dole  w ostrym słońcu.


Przy tak intensywnej pigmentacji bardzo ważny jest dobór odcienia, mi ekspedientka w amerykańskiej  Sephorze dobrała go dosłownie w minutę i trafiła w 10-tkę. Jednak wiem, że nie zawsze taka opcja jest możliwa dlatego powyżej zestawiłam go z bardzo popularnym Revlonem. Jak widać są one bardzo podobne, jednak podkład Kat cechuje zdecydowanie mocniejsza pigmentacja. Na dłoni widać też, że zdecydowanie lepiej stapia się ze skórą.
Co do trwałości to faktycznie jest niezła, na mojej mieszanej skórze przypudrowany trzyma się cały dzień. Nie zauważyłam aby się jakoś nieestetycznie ścierał ale ja nie mam zwyczaju dotykać twarzy.


Starałam się jak najdłokładniej zobrazować jak wygląda na twarzy, jednak pogoda mi nie pomagała i słonko chowało się i pojawiało stąd różnica w jasności zdjęć. Mam jednak nadzieję, że widać dokładnie jak podkład wygląda na twarzy.


Jest to wg mnie bardzo dobry podkład o dobrej trwałości i pigmentacji a przy tym niesamowicie komfortowy w noszeniu. Ja jednak z uwagi na stan mojej cery nie nakładam go codziennie, wolę mineralny Lucy Minerals. Mimo wszystko Kat von D Lock-it obok Guerlain Tenue de Perfection (recenzja), Dior Capture Totale i Airflasha stał się jednym z moich ulubionych podkładów.

Mam nadzieję, że dotarliści do końca tego dość długiego posta :) 
Dajcie znać w komentarzu czy nacie kosmetyki Kat von D, wkrótce będzie o kolejnym świetnym produkcie od Kat (eyeliner).
Tradycyjnie zapraszam na mój Instagram oraz Fan Page :)

Korektor pod oczy | Benefit FakeUp Concealer

$
0
0
Korektor pod oczy to dla mnie w makijażu kosmetyk obowiązkowy. Lubię mieć ich kilka, wiadomo makijaż to sama przyjemność nie może być nudno więc muszę mieć wybór :)
Skuszona przez Kasię przy okazji zakupów w Chicago wzięłam także i ten korektor. Mowa o FakeUp marki Benefit jesli jesteście ciekawi jak się sprawdził u mnie to zapraszam :)


Producent zapewnia o fantastycznym kryciu zasinień pod oczami. Zapewnia także, że korektor nie wchodzi w zmarszczki a przy tym pielęgnuje delikatną skórę pod oczami. W przezroczystej warstwie nawilżającej znajdziemy w składzie witaminę E oraz ekstrakty z nasion jabłek. Środkowa to właściwy korektor. Kosmetyk zamknięty w praktycznym pudełku na którym znajdują się wszystkie informacje łącznie ze składem. 
Opakowanie samego korektora solidne i poręczne. Mimo, że nie przepadam za stylem tej marki, tu nie mam się do czego przyczepić. 
Mój korektor jest w odcieniu 01 light. Ja zapłaciłam 24$ + tax, (cena w PL Sephora 125 zł).










Używam go już kilka miesięcy zamiennie z innymi i ubytek jest niewielki - zatem korektor jest całkiem wydajny. Aplikacja bajecznie prosta, obie formuły sztyftu podczas kontaktu ze skórą "topią" się i idealnie mieszają tworząc właściwy kosmetyk. 
Co mnie urzekło w tym korektorze to wykończenie, takie jak lubię "mokre rozświetlenie" mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli. Lubię kiedy skóra wygląda na zdrową (nie znaczy matową), spojrzenie od razu odzyskuje blask i świeżość. Nie cierpię pod oczami ciężkich, matowych korektorów zasychających mocno na skórze. I ten taki nie jest, moja skóra pod oczami 35+ nie wygląda już tak samo jak dekadę temu zatem należy jej się specjalne traktowanie. 
Podoba mi się też krycie, mimo, że nie jest tak spektakularne jak to jakie uzyskuję Magic-iem HR (recenzja) to wystarcza mi w zupełności.
Jeśli chodzi o dodatkowe plusy to nie wysusza, nie podrażnia delikatnej skóry.

Jednak nie będzie u mnie do końca tak słodko jak u Kasi. Pomimo powyższych zalet, znalazłam też jednego minusa, który strasznie mnie drażni i powiem szczerze nie potrafię do końca sobie z nim poradzić. Korektor "rozpuszcza" mi tusz do rzęs. Moje dolne rzęsy są dość długie i umalowane dotykają skóry dolnej powieki. FakeUp skutecznie mi go rozmazuje, radzi sobie nawet z tuszem wodoodpornym :/ Próbowałam z kilkoma tuszami i praktycznie każdy poległ w mniejszym bądź większym stopniu. Z kolei przypudrowany traci swoje piękne wykończenie na skórze i niestety zaczyna wchodzić w zmarszczki... 
Mimo dość dobrej trwałości, bo trzyma się dzielnie cały dzień, muszę kontrolować sytuację pod oczami i sprawdzać jaki stopień pandy już osiągnęłam. Poprawiam i jest OK, jednak nie ukrywam, że jest to irytujące. Liczyłam, że FakeUp będzie mocnym konkurentem dla Magica Heleny Rubinstein jednak tak się nie stało. Magic pozostaje nr 1.

Jeśli macie jakieś propozycje jak temu zaradzić bardzo proszę o podpowiedzi :)
Jakie są Wasze ulubione korektory pod oczy?

Brow Powder Duo, Anastasia Beverly Hills | set do brwi

$
0
0
Dziś kolejny produkt do brwi od Anastasia Beverly Hills, tym razem Brow Powder Duow odcieniu Medium Brown. Cena 23$ + tax , dostępnych wariantów aż 11, więc jest z czego wybierać.
Przejdę od razu do sedna bo jest to chyba jeden z najlepszych produktów tej marki. Diabelnie trwały, nic się nie sypie, nie kruszy, pięknie trzyma się skóry przez cały dzień. Działa niczym wodoodporny cień, jestem nim oczarowana. Ładnie czepia się pędzla i daje się nim precyzyjnie malować. Ja do tej pory używałam głównie na sucho i naprawdę nie trzeba nic poprawiać w ciągu dnia.
Mam set z Catrice, który do tej pory bardzo lubiłam jednak trwałość Brow Powder Duo jest w porównaniu do Catrice oszałamiająca. Poza tym jest bardziej "zbity" i mocno napigmentowany. 
Całość zamknięta w pięknym, poręcznym opakowaniu z lusterkiem.
Jeśli szukacie dobrego produktu do brwi to ten set będzie strzałem w dziesiątkę.











Kilka postów wcześniej pokazywałam Dipbrow Pomade w odcieniu Taupe i Dark Brown, obie te pomady są odpowiednikiem Brow Powder Duo w odcieniu Medium Brown. 
Recenzja Dipbrow Pomade była TUTAJ


Nude Natural makeup

$
0
0
Dawno nie było żadnych malunków a ponieważ nie wszyscy korzystają z Facebooka pomyślałam, że tu również wrzucę te kilka fotek z ostatnim makijażem :)
Bardzo neutralny makijaż troszke z inną dolną kreską, która optycznie otwiera oko. Mam nadzieje, że mi się to udało :)

Użyte kosmetyki - większość było na blogu więc podlinkowałam:
Twarz:
Oczy:
- cienie Sleek paleta Storm
- tusz L'Oreal So Cuture
- rzęsy Ardell Demi Whispis
- baza pod cienie NARS
- kredka Max Factor nr 90
- eyeliner Kat von D odcień troper
Usta:
- Rimmel by Kate nr 16







Zapraszam na mój:

FACEBOOK   ||    INSTAGRAM   ||    BLOGLOVIN'

Gorzkie żale do PHENOME + recenzja kremu REJUVENATING Line minimizer

$
0
0
Z Phenome jak ze wszystkimi markami były fale zachwytów na blogach i chwile ciszy. Ja postanowiłam przeczekać to pierwsze z obawy, że recenzje kosmetyków pochodzących ze współprac (i nie tylko), szczególnie jeśli chodzi o pielęgnację traktuję bardzo srogim okiem :) Po prostu moja cera jakby nie patrzeć jest dla mnie ważna z uwagi na jej stan chorobowy (trądzik różowaty, alergie) i zanim użyję polecany krem naprawdę zastanawiam sie długo, czy warto.
Wiele razy przegladałam ofertę i na razie poza dzisiejszym bohaterem i peelingiem enzymatycznym  żaden mnie nie zachęcił do tego abym go kupiła. Jedyną z przyczyn mojej niechęci do zakupów jest polityka firmy. Super, że organizują promocję, rabaty  20% i 30%, naprawę nic tylko się cieszyć tylko dlaczego oferta jest niekompletna. Serio mi to się w głowie nie mieści, żeby na krem czekać prawie pół roku! A tak właśnie było z REJUVENATING. Uparłam się na niego i cierpliwie czekałam sprawdzając stan na stronie sklepu. Co dziwne był dostępny w sprzedaży na jednym z zagranicznych sklepów, widać wolą wysyłać go w świat. Trudno. Na dzień dzisiejszy znów jest produkt chwilowo niedostępny. To zniechęca naprawdę. Chyba, że to celowa strategia marki - widać u mnie się sprawdziła. Tylko nie wiem czy wszyscy mają tyle cierpliwości co ja :P
Poza tym bardzo długo mieli też błąd na swojej stronie (celowo?) - dopóki nie zwróciłam im uwagi na FP. Otóż widniała tam informacja, że w Łodzi znajduje się sklep stacjonarny a takiego nie było. Pomijam fakt, że przez tą informację objechałam bez sensu pół miasta :/ Teraz co prawda od niedawna jest wyspa w Manufakturze i chwała im za to ale nie podoba mi się takie traktowanie potencjonalnego nabywcy. Dobra koniec żalów przejdźmy do samego kremu a jak będzie dalej z zakupami czas pokaże...




Krem REJUVENATING line minimizer to przeciwzmarszczkowy krem do cery suchej i wrażliwej. Oparty na organicznych olejach i ekstraktach. Nie będę szczegółowo ich wypisywać, podejrzeć można na stronie sklepu tu. Naprawdę same dobroczynne składniki i jest tego sporo, skład idealny jak dla mnie więc proszę się nie dziwić, że tak na niego polowałam ;) Krem ma nawilżać, pobudzać produkcję beta-endorfin, ujędrniać, wygładzać zmarszczki, nieutralizować wolne rodniki, etc... Generalnie rzecz ujmując wrażliwa i sucha skóra dojrzała ma stać się idealna, kto by nie chciał? - Wyczekałam, upolowałam, używam więc chcę :D


Całość zapakowana w potężny słoiczek z ciemnego szkła, więc radzę z nim uważać. Mimo to mi się podoba taki zabwieg. Zwłaszcza, że w składzie są oleje a one jak wiadomo mogą różne oddziaływać na plastik. Zwróćcie uwagę, że nakrętka kremu na stronie sklepu a mojego kremu jest inna - ot znów mały drobiazd. Kartonowe opakowanie z informacją tylko i wyłącznie po angielsku, to naprawdę nieładnie zwłaszcza, że to polska firma. Tak na marginesie, poprosiłam kiedyś specjalnie (wiem, okropna jestem:) w Poznaniu, ekspedientkę tego salonu aby przetłumaczyła mi info. na opakowaniu innego kremu i cóż pani nie do końca wiedziała co sprzedaje :P Ale do rzeczy...
Krem ma specyficzny ziołowy zapach, mi akurat przypadł go gustu ale może być z tym różnie, wiadomo. Konsystencja świetna, jak na tak bogaty skład, jest naprawdę puszysta i lekka. Dobrze się rozsmarowuje i nieźle wchłania. 


Krem nadaje się pod makijaż mineralny. Film jaki zostawia na skórze nie jest tłusty ani "silikonowy" ale "mokry" dla niektórych może okazać się wręcz klejący. Dla mnie to była zaleta, gdyż świetnie trzymają się na nim minerały, czepają wręcz do skóry. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią taki efekt. 
Zaspokojnie skóry w wilgoć w moim przypadku balansowało na granicy 4-6h, szczególnie policzki wołały pić. Liczyłam na komfort całodniowy ale niestety, nie udało się. Krem ładnie daje radę z uspokajaniem skóry, wyciszaniem - to dla mnie ważne więc od razu zyskał plus w tej kwestii. 
Na noc z kolei najpierw używałam go solo ale później wspierałam serum i olejem arganowym jako ostatnią warstwą :)
Nie będę pisać o działaniu przeciwzmarszczkowym mimo, że takie jest przeznaczenie kremu. Bo wiadomo, że po 3 i pół miesiąca a na tyle starczył mi krem nawet jeśli zaszły jakieś drobne zmiany to mogły być niezauważone. Działam profilaktycznie z uwagi na wiek 35+ i dlatego wybieram takie kremy. Nie sądzę aby jakikolwiek krem podziałał na moje zmarchy na czole, chyba tylko botox. 
Mimo wszystko skóra wydawała mi się po nim odżywiona a przede wszystkim nie buntowała się co zdarza się u mnie naprawdę rzadko. Wg mnie krem jest dobry na sezon jesień-zima. Mam ochotę do niego wrócić ale Phenome mi nie ułatwia tego :P
Reasumując, krem zużyłam cera nadal idealna nie jest ale też krem nie jest zły. Warto wypróbować.




Dajcie mi znać koniecznie jakie są Wasze doświadczenia z tą marką jeśli chodzi o zakupy. Macie swoje hity, chętnie się dowiem :)

Edit:
Dostałam info. na Facebooku od Phenome, że krem ma trafić do sklepów po 10 listopada 2014, ale nie wiadomo jaka część tej dostawy i czy w ogóle trafi do sklepu on-line. 
No comment.

BIODERMA Sensibio AR BB Cream | krem BB do cery wrażliwej i rosacea

$
0
0
Bioderma Sensibio AR, BB krem przeznaczony jest do cery naczyniowej, wrażliwej, także z trądzikiem różowatym. Producent zapenia, że jest to krem typu 7 w 1. Ma on za zadanie zapobiegać pojawieniu się zaczerwień i zmiejszać już istniejące a wszystko dzięki opatentowanemu kompleksowi Rosactiv, chonić przed UVA bo ma filtr SPF 30, łagodzić podrażnienia dzięki alantoinie, olejowi kanola i enoxolonowi; intensywnie nawilżać, chronić przed działaniem czynników zewnętrzynych i wyrównywać koloryt cery czyli ukrywać zaczerwienienia i rumień. Poza tym krem dopasowuje się do każdego odcienia skóry. 
Jesli jesteście ciekawi jak krem się u mnie sprawdził, zapraszam do dalszej części posta :)


Krem mieści w całkiem poręcznej tubce a wszystkie niezbędne info. znajdziemy na opakowaniu. Pojemność aż 40 ml. Ogromny plus za SPF 30. I to by było na tyle jesli chodzi o fakty z których jestem zadowolona poza zapewnieniami producenta oczywiście.
Krem jest dość trudny w obsłudze, maże się i jeśli ktoś nie używa pędzli lub specjalnej gąbki, np. Beauty Blendera może mieć problem z równym pokryciem twarzy. Nawilża dostatecznie wg mnie ale krem jakimś dziwnym sposobem nie wtapia się w skórę tak jak robią to BB kremy azjatyckie. 
Wg mnie jest to po prostu raczej specjalistyczny podkład z dziwnym odcieniem co można zobaczyć na zdjęciach poniżej. 
Gdyby faktycznie spełniał rolę BB kremu to choć trochę stopiłby się z odcieniem mojej skóry a tak strasznie odznacza się na lini rzuchwy a naprawdę przykładam się do pędzlowania :) Nie ukrywam jestem rozczarowa nim i to bardzo bo obietnice producenta bardzo wpasowują się w moje potrzeby. Kolejna krecha to za trwałość, niestety kosmetyk strasznie łatwo się ściera, mimo, że staram się nigdy nie dotykać twarzy to i tak mam wrażenie, że prawie cały zostaje na telefonie i włosach. Jedno wytarcie nosa chusteczką i po kremie.





Niestety pod koniec dnia resztki kremu pozostałe na policzkach i czole podkreślają nieestetycznie suche skórki a cała twarz wygląda na znacznie bardziej zmęczoną niż jest. Ogólnie mam wrażenie, że moja skóra i tak już zchorowana dusi się pod nim zamiast zyskać na poprawie dzięki tym wszystkim dobrym składnikom. 
Wracając jeszcze do odcienia, jestem strasznie ciekawa czy znajdzie on swoich odbiorców bo ja strasznie w to wątpię. Jest naprawdę różowo - pomarańczowy. Porównałam go popularnego Revlonu Colorstay nr 180.



Jestem rozczarowana bo liczyłam na dobry produkt, który mógby choć na chwilę zająć miejsce minerałów, leczyć i jednocześnie stanowić element makijażu. Nie udało się, wielka szkoda.

Projekt DENKO vol 9. wrzesień - październik 2014 [24 kosmetyki]

$
0
0
Czas płynie nieubłagalnie i już kolejne denko. Może nie tak duże jak poprzednie ale znajdzie się w nim wiele fajnych kosmetyków. Patrząc na opakowania zużycia dotyczą w większości kosmetyków do włosów. Tak wyszło tym razem, zatem zapraszam na krótkie podsumowania :)



Yves Rocher żel z peelingiem o zapachu jeżyny - cudny, genialny skład, warto wstąpić do YR po ten żel, ciekawa jestem innych zapachów.
GARNIER Płyn micelarny 3 w 1 - męczyłam go strasznie, niby zmywa OK ale zostawia okropny zapach na skórze. nigdy więcej do niego nie wrócę.
Bath and Body Works Twilight Woods mydło do rąk z peelingiem - recenzja :)
Bath and body Works Island Bamboo mydło do rąk w piance - recenzja :)


Giovanni 2chic Brazylijska keratyna i olej arganowy (szampon i odżywka) - genialny duet, pięknie pachnący kakao. Jak na produkty naturalne to wspaniale się pienią, dobrze myją i działają jak trzeba. Wspaniałe składy, zresztą specjalnie zrobiłam foto :) Kosmetyki mało znane a godne uwagi, będę wracać na pewno.


BALEA Oil Repair (szampon i odżywka) - słaby duet i o ile odżywka jakoś się broni tak szampon to istny koszmar dla rozjaśnianych włosów = siano na głowie. Odżywki mam jeszcze jedno opakowanie zobaczymy jak poradzi sobie z innym szamponem, oby lepiej. Zdecydowanie przereklamowany produkt.
Catzy Healing szampon przeciwłupieżowy - liczyłam, że przywróci mojej skórze spokój przeliczyłam się :/
GARNIER Ultra Doux szampon z zielonym jabłkiem i kiwi - fajna odskocznia od naszego rodzinnego szamponu Nivea Baby. Ładnie pachniał i nie podrażniał jednak wróciliśmy do Nivea :)


Vichy antyperspirant - dobra i tyle, kolejna w szafce :)
Moroccan Oil serum - dobry olejek polubiłam go, ładnie pachniał ale szybko się skończył. Kusi mnie kupić pełnowymiarowy ale w szafce czekają 3 inne...
L'Oreal Prodigy (odżywki z farby i farba) - aktualnie moja ulubiona farba do włosów, nie śmierdzi i działa jak trzeba.


Bioderma MATRICIUM - uwielbiam ten produkt, zestawów startowych jak ten zużyłam już nie wiem ile opakowań i jeszcze mam pół pełnowymiarowego, działa i widzę po nim efekty. Będę nadal wracać.
Bourjois chustki do demakijażu - świetne, pierwsze chusteczki, które nie powodowały u mnie podrażnienia oczu i wysypu. Idealne do torebki, wrócę do nich na pewno. Czystość i wygoda.
PHENOME Rejuvenating krem przeciwzmarszczkowy - recenzja była tutaj :)
Sierra Bees (kakaowa) - uwielbiam te szminki ochronne, mam kilka wersji smakowych, skład to same oleje naturalne, działają wybornie - wyparły one u mnie wszystkie Carmexy i inne drogeryjne cuda.


Bath and Body Works Pure Paradise balsam do ciała - pięknie pachniał, jednak patrząc na skład nie wiem czy jest sens tym się nacierać systematycznie.
L'Oreal odżywka do paznokci - niezła ale szybko się skończyła. Nie wiem czy działa musiałabym zużyć conajmniej 3 opakowania bo wydajność marna. 
Kiehls Midnight Recovery Concentrate serum olejowe do twarzy - pięknie pachnący olejek - recenzja była tutaj.
Ziaja Rebulid masło do biustu i dekoltu - przyzwoite i pachnie anyżem. Bardzo dobra seria.
Tołpa Anty cellulite balsam wygładzający - nie dałam rady zużyć, idzie do kosza. Zapach jest koszmarny, moje ciało pachniało jak rozkładające się zwłoki - bez komentarza.

Dajcie znać jeśli znacie któryś z tych produktów lub coś Was zainteresowało :)
I zapraszam tradycyjnie ma mój Instagram i FanPage :)

MAC Prep+Prime Transparent Finishing Powder | utrwalający puder prasowany

$
0
0
Puder prasowany Prep+Prime z MAC jest w mojej kosmetyczce już od dość dawna. Szukałam kiedyś kosmetyku który dobrze utrwalałoby makijaż i był jednocześnie w formie prasowanej. Padło wtedy na tą propozycję z MAC. 
Wg producenta:
Jest to bezbarwny puder do utrwalania makijażu, który nadaje efekt satynowej skóry. Odpowiedni do wszystkich odcieni cery. Redukuje świecenie jednocześnie optycznie zmniejszając widoczność linii i niedoskonałości. Można nakładać go samodzielnie lub na makijaż. Cena w polskim salonie to 100zł, pojemność 6,3 g . Opakowanie standardowe: kompakt z lusterkiem.


Wg mnie jest to całkiem przyzwoity puder. Przede wszystkim nie robi bałaganu bo jest prasowany, nie pyli i jest w poręcznym opakowaniu. Fajny do torebki, czasami zabieram go szczególnie na imprezy. 
Skład dobry, na bazie miki i krzemionki, bez talku co nie ukrywam nie jest dla mnie bez znaczenia. 
Nie podkreśla suchych skórek i nie przesusza skóry. Mogę powiedzieć, że całkiem nieźle sobie radzi z przedłużaniem trwałości max. 5h przy mieszanej cerze, chociaż przyznam się, że liczyłam na zdecydowanie więcej. Buzia po nim faktycznie jest satynowa - raczej w kierunku matu. Nie bieli pod warunkiem, że nie przesadzimy. Nie podkreśla też włosków na twarzy. Nie podrażnia i nie uczula, przynajmniej nic takiego u mnie nie wystąpiło.



  
Puder jest wg mnie trochę dziwnie prasowany. W jedym miejscu jest strasznie twardy i zbity i cięzko się go nabiera na pędzel w innym znów (tam gdzie dobił dna) był luźny i miękki - łatwo się zbierał nawet na bardzo miękki puszysty pędzel. Nie używam go systematycznie bo mam kilka innych pudrów tego typu ale sądząc po tym jak szybko ujrzałam dno, raczej nie jest to kosmetyk wydajny. Stosunek ceny do wydajności nie wypada tu korzystnie.

Mimo wszystko oceniam go pozytywnie. Sprawdziłam go latem w upalne dni, dawał sobie nieźle radę, na okazyjnych imprezach jak i teraz. Puder zużyję z przyjemnością. 








Kat von D Tattoo Liner Trooper | genialny eyeliner w pędzelku

$
0
0
Muszę przyznać, że kosmetyki Kat von D coraz bardziej mnie zachwycają, tak jak ona sama :) Mają oryginalne opakowania, są mocno napigmentowane i trwałe. Dzisiaj będzie o moim kolejnym ulubieńcu a mianowicie o eyelinerze w pędzelku. Dodam tylko, że tak jak widać na załączonym filmiku na dole strony Kat ma w ofercie także eyeliner w pisaku (Ink) ale ja postanowiłam rozpocząć swoją przygodę od tradycyjnego pędzla. Poza tym będzie krótko a konkretnie, zapraszam :)


Tattoo liner jest w kolorze czarnym mimo nazwy Trooper, która może być myląca. Nie ma innych odcieni w ofercie ten rodzaj kosmetyku. 
Jest w poręcznym opakowaniu a wszystko co trzeba opisane jest na kartoniku, pojemność 0,55 ml. Niewiele mogłoby się wydawać, jednak cieszę się nim od wakacji i nadal działa świetnie. 
Kupiłam go za 18 $ +tax

Mistrzostwo tego eyelinera tkwi głównie w genialnym pędzelku, który ma idelanie połączone ze sobą włosie. Nic się nie strzępi, nie odstaje, włoski scalone są ze sobą idealnie. W przeciwieństwie do produktów z końcówką jak u flamastra, tym raczej nie ma obawy, że uszkodzimy sobie oko a mimo to jest on na tyle elastyczny, że daje się nim malować najmniejsze detale, zresztą polecam obejrzeć filmiki :)

Trwałość u mnie bez zarzutu od rana do zmycia co przy tak opadającej powiece jest naprawdę super. Zmywa się przy tym bajecznie łatwo, ja nie cierpię szorować powieki a resztki nadal gdzieś tam i tak tkwią między włoskami - masakra. Tak miałam w przypadku eyelinera Benefit They're Real Push Up. Tu nie ma tego, wszystko chodzi błyskawicznie przy super trwałości.

Nie podrażnia i nie powoduje uczuleń, formuła bez parabenów. Polecam naprawdę i z pewnością gdy sięgnie dnia będę polować na niego ponownie :)








Inny film na którym Kat maluje linerem gwiazdkę, można zobaczyć tutaj oraz jak działa Ink eyeliner można zobaczyć tutaj.

Koniecznie dajcie mi znać czy lubicie kosmetyki tego typu czy raczej wolicie malować kreskę tradycyjnym pędzelkiem?



Dr.Brandt Microdermabrasion Skin Exfoliant | przeciętny peeling z najwyższej półki

$
0
0
Jest taki kosmetyk w mojej łazience, który delikatnie mówiąc przewalał się z kąta w kąt od roku i dopiero teraz dobił dna. Dlaczego takie sponiewierane były jego losy? O tym poniżej zapraszam :)


Z tą marką nie miałam do tej pory dobrych doświadczeń, niestety. Po ogromnej porażce najgorszego BB kremu w historii o którym pisałam tutaj, było serum pod oczy, równie przeciętne - recenzja

Dzisiejszy bohater to jeden z topowych produktów tej marki a mianowicie mikrodermabrazja. 

Dr.Brandt Microdermabrasion to złuszczający krem do twarzy zawierający kryształki farmaceutyczne, kwas mlekowy oraz łagodzące ekstrakty roślinne. Usuwa martwe komórki skóry zapewniając zdrowy promienny wygląd. Cena standardowa to za 66 g 399 zł . Ja kupiłam go kiedyś w promocji :)

Zacznę od tego, że produkt sam w sobie nie jest zły, w jakimś stopniu spełnia swoje zadanie jednak w moim przypadku okazał się zupełnie niedostosowany do rodzaju skóry. Zdecydowanie zbyt agresywne jest jego działanie jesli chodzi o moje policzki. Dlatego całkowicie odradzam używanie go jeśli macie cerę naczyniową bądź trądzik jakiegokolwiek typu.
Ja używałam go tylko i wyłącznie w strefie T oraz na ramionach i klatce piersiowej. 

Produkt ma postać dość gęstego kremu, trochę ciągnącego się, jest ogromnie wydajny mimo małej tubki. Pachnie mocno cytynowo - mi takie zapachy kojarzą się tylko z płynem do czyszczenia toalet :P Działanie przeciętne i patrząc na cenę produktu można spodziewać się cudu w tubce. Niestety cud jest więcej wart bo tu go nie znajdziecie. Nie zauważyłam jakiś spektakularnych efektów. Owszem cera jest gładsza, lekko rozjasniona ale nie oszukujmy się zaskórniki jak były tak są i z mojego nosa raczej nic ich nie wykurzy a na pewno nie ten kosmetyk. 
Uważam, że podobne efekty uzyskamy mieszając obojętnie jaki żel czy peeling do twarzy z korundem a cena kilka dziesiąt razy niższa. Dlatego niestety po raz kolejny mówię NIE jeśli chodzi o tę markę. Naprawdę nie warto wydawać tak skandalicznie ogromnych pieniędzy.






MAKEUP Fiolety V2 i Amrezy

Szczoteczka Mia2 Clarisonic | Efekty po 3 miesiącach używania

$
0
0
Szczotka Mia2 była bardzo długo obiektem moich westchnień, miałam ją na liście zakupowej ponad dwa lata... Dylematy kupić - nie kupić kotłowały się nieprzerwanie a o tym dokładnie niżej. Głównie obawiałam się nie tego, że nie "zadziała" ale tego, że może mi wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Wreszcie, gdy w lipcu tego roku wylądowałam w Chicago a potem podczas zakupów weszłam do Nordstrom, wiedziałam że muszę zaryzykować i bez wahania zawędrowałam z tęczową szczoteczką Mia2 do kasy :)


Szczoteczka Clarisonic Mia2 to soniczne urządzenie do oczyszczania skóry twarzy. Obecenie w ofercie amerykańskiej są dostępne takie modele jak: PLUS, FirstMia1, Mia2, Mia3, Aria, Pedi, Opal. Ja wybrałam najpopularniejszy, który posiada dwie różne prędkości. 
Karton zawierał: urządzenie, wymienną główkę szczoteczki,  ładowarkę, pełnowymiarowy żel, futerał i kosmetyczkę. Dodatkowo otrzymałam przy kasie dwie kosmetyczki Clarisonic z miniaturami różnych rodzajów kremów i żeli do mycia. Części z nich nie ma na zdjęciach bo zostały przeze mnie zużyte i wyrzucone. W pudełku była różowa kosmetyczka.

Nie będę rozpisywać się nad tym w jaki sposób działa Mia2, bo wszystkie te informacje można doczytać na stronie producenta. Postaram się skupić na moich wrażeniach, odczuciach po tych trzech miesiącach.
Dodam tylko, że jeśli ktoś raz użył szczoteczki sonicznej do mycia zębów np. Sonicare Philipsa - a ja ją uwielbiam już nie będzie chciał wrócić do zwykłej elektrycznej szczoteczki jak np. Brown. Róznica w działaniu i efekcie końcowym jest ogromna i to właśnie chciałam zobaczyć używając Mia2.
Niestety ze skórą nie ma tak łatwo jak z zębami. Na efekty składa się szereg najróżniejszych czynników począwszy od diety, używanych kosmetyków,  przyzwyczajeń, po prostu trybie życia etc. I jeśli ktoś oczekuje tego, że Mia2 rozwiąże wszystkie problemy, stanie się cud i skóra będzie piękna to mocno się rozczaruje. Dlatego ja starałam się przemyśleć, nawet skonsultować z lekarzem wszystkie możliwe aspekty, czynniki, które mogą negatywnie lub pozytywnie wpływać na stan mojej skóry zanim podjęłam decyzję o zakupie szczotki, bo nie ukrywajmy to nie jest mały wydatek. Jeszcze raz dodam warto rozważyć pewne kwestie, może zmienić pielęgnację, spróbować nowych tańszych rozwiązań (np. szmatki, zmiana nawyków) zanim wyda się te parę stówek :)


Używanie szczoteczki to sama przyjemność, jest poręczna i lekka. Nie wiem czemu myślałam, że będzie cięższa. Timer zdecydowanie ułatwia mycie. Dzięki niemu mam takie małe poczucie, że nie zrobię sobie krzywdy - bez niego pewnie mogłabym się zapomnieć i myziać zbyt długo a to nie byłoby z korzyścią dla skóry.

Użycie szczoteczki zawsze poprzedzam dokładnym demakijażem oczu i twarzy, zazwyczaj przy użyciu płynu micelarnego. Użycie Mia2 traktuję jako ostatni etap mycia buzi.

Produkty do mycia Clarisonic są fajne, żaden nie spowodował dodatkowego przesuszenia czy podrażnienia. Buzia była umyta i świeża.





Włączona szczoteczka: "pulsuje" tylko środek czszoteczki, włosie poza czarnym okręgiem jest nieruchome. Świeci lampka przy przełączniku, gdy urządzenie jest włączone. 








A teraz najwazniejsze czyli efekty...
Pierwsze i najważniejsze, które da się zauważyć już po pierwszym użyciu to niesamowicie gładka buzia. Skóra jest dokładnie oczyszczona z odstających skórek i zanieczyszczeń. Od czasu kiedy posiadam tę szczoteczkę nie używam żadych peelingów do twarzy. Zwyczajnie nie czuję na razie takiej potrzeby. Podobny efekt uzyskiwałam używając kiedyś mikrofibry ale niestety wymagało to tarcia skóry co wywoływało u mnie podrażnienie - tu tego nie ma.
Na czole i w obszarze oczu zauważyłam też znaczne spłycenie linii mimicznych, zmarszczek. Wiem, że na to również mają wpływ kosmetyki ale po użyciu szczoteczki odnoszę wrażenie, że skóra bardziej chłonie wszelkie kremy i serum. Poza tym jest bardziej zbita i sprężysta.
Również na czole znacznie zmniejszyła się widoczność porów, skóra jest bardziej jednolita.
Jeśli chodzi o zaskórniki - u mnie występują tylko otwarte, to niestety ale nadal w szczególności na nosie i brodzie są. Nawet po drastycznym mechanicznym oczyszczaniu po 2-3 dniach wracają, skóra w tym obszarze zanieczyszcza się sama, brud w porach skóry się utlenia i szybko ponownie stają się widoczne. Na to nie mam żadnego wpływu bez względu na metody oczyszczania, sposób pielęgnacji i rodzaj używanych kosmetyków, nawet kwasów. 
Aktualnie szczoteczki używam do drugi dzień na przemian z oczyszaniem masłem lub olejami. Z tego nie potrafię zrezygnować. 
Mimo początkowych obaw o pogorszeniu stanu skóry nic takiego nie miało miejsca, nie odnotowałam żadnych podrażnień czy nasilenia się tendencji do rumienia a tego obawiałam się najbardziej. Gdy się coś zmieni w tym temacie aktualizuję posta :)
Jeśli rozważacie zakup szczotki serdecznie polecam, warto zacząć przygodę choćby od Mia First tańsza bo koszt to 99$ lub od razu zainwestować w najnowszą  Mia3 z trzema możliwymi ustawieniami prędkości.
Kolorowe wzory są oferowane dla Nordstrom i sklep ten wysyła do Polski ale nie orientuję się jak to  technicznie wygląda. 

Dajcie znać koniecznie jesli macie szczoteczkę jak się u Was sprawdziła? Jaką główkę polecacie?
Zapraszam także na mój:

Facebook   ||   Instagram   ||   Bloglovin'  ||   Google+

Olej MARULA Acure | kolejny HIT internetu :)

$
0
0
Oleje - nie potrafię się bez nich obejść w pielęgnacji skóry, zarówno twarzy jak i ciała. Z używaniem ich do włosów jest już różnie, zazwyczaj niesystematycznie.
Dzisiejszy bohater - olej marula pojawił się w mojej pielęgnacji jakieś 2 miesiące temu. Jeśli jesteście ciekawi co to za cudo i czy warto go używać to zapraszam dalej :)



Olej marula podobnie jak olej arganowy pochodzi z afryki. Tłoczony jest z pestek wydobywanych z owocu marula dokładnie Sclerocarya Birrea.
Jest to delikatny olej, prawie bezzapachowy, wysokostabilny, przedłuża tez trwałość innych olejów w mieszankach. Zwalcza wolne rodniki, ma silne działanie antyoksydacyjne a co za tym idzie ma działanie przeciwzmarszczkowe. Poprawia też elastyczność skóry. Idealnie nadaje się do pielęgnacji okolicy oczu, nie podrażnia, wykazuje działanie gojące i regenerujące. Sprawdzi się także przy cerze trądzikowej (różne rodzaje trądziku, w tym różowaty) gdyż ma działanie antybakteryjne. O właściwościach dobroczynnych mogłabym tu pewnie jeszcze sporo napisać dlatego w tym miejscu odsyłam do google :)
Nie ukrywam, że rok temu zainteresowała mnie nim Hexxana :* I poza czystą ciekawością, bo uwielbiam oleje - skłoniło mnie do niego to, że działa przeciwzmarszczkowo, nadaje się do bardzo wrażliwej cery z trądzikiem różowatym i jest delikatny.
I tak faktycznie jest. W tych aspektach naprawdę nie mam się do czego przyczepić.
Olej ma delikatny zapach, słabo wyczuwalny co mi się bardzo podoba. Oleju tamanu mimo dobroczynnych właściwości nie dałam rady długo używać ze względu na okropny zapach :/



Olej oferowany przez markę ACURE Organics jest zamknięty w szklanej butelce z dobrze działającą pompką. Kupiłam go na iHerb.com w cenie ok. 13$. Zazwyczaj używam na jeszcze mokrą, zwilżoną wodą termalną skórę. Wtedy genialnie nawilża i ta wilgoć utrzymuje się w skórze naprawdę długo.
Naczytałam się o nim, że olej się błyskawicznie wchłania i jest super lekki. Niestety rozczaruję tutaj wszystkich, którzy złapali się na to jak ja. Tak nie jest. Olej "ciężkością" wiele się nie różni od arganowego, mam nawet wrażenie, że jest bardziej gęsty ale to moje odczucie. Nie wchłania się błyskawicznie i w moim odczuciu kompletnie nie nadaje się do stosowania na dzień a tym bardziej pod makijaż. Może przy ekstremalnie suchej skórze będzie inaczej ale moja jest mieszana.
Nie wiem jak mam ocenić działanie przeciwzmarszczowe bo używałam go z kremami i innymi produktami, które róznież miały wykazywać takie działanie. Jednak zauważyłam to, że działa kojąco, szczególnie na podrażnione obszary. Idealnie się sprawdził przy skórze podrażnionej przez słońce.
Używałam go także jako dodatek do maseczek (gotowych i tych DIY), dodatek do kremów a przede wszystkim samodzielnie.
Ze swojej strony polecam, warto spróbować.
Dajcie mi znać koniecznie jakie są Wasze ulubione oleje, szczególnie te których używacie do twarzy :)

Estee Lauder Pure Color Gloss Rock Candy | mój błyszczyk roku 2014

$
0
0
Błyszczyki w mojej kosmetyczce mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Kilka lat temu preferowałam tylko je, jednak teraz zdecydowanie wolę szminki. W mojej małej gromadce mam jeden ulubiony, który już teraz śmiało mogę nazwać ulubieńcem roku w kategorii błyszczyk. 
Estee Lauder Pure Color Gloss w odcieniu Rock Candy z shimmerowym wykończeniem.





Błyszczyki Pure Color posiadają unikalną technologię True Vision, która przemienia zwykły kolor w wyjątkowy. Nie mam pojęcia jak to działa ale mazidło faktycznię pięknie wygląda na ustach. 
Estee Lauder ma w swojej ofercie 21 odcieni o trzech wykończeniach: shine, shimmer, sparkle.
Efekt na ustach bardzo mi się podoba jest wielowymiarowy, delikatny różowy prawie cukierkowy odcień z pieknym połyskiem. Usta wydają się pełniejsze i niesamowicie gładkie, dziewczęce.
To jeden z tych, który się nie klei a ja bardzo tego nie lubię. Choć wiem, że to bardzo subiektywne odczucie, wg mnie błyszczyki MAC Lipglass czy Essence Stay with Me straszliwie się kleją. 
Trwałość bardzo dobra. Mikroskopijne drobinki, które cudnie się mienią we wszystkich kolorach są absolutnie niewyczuwalne na ustach. Całość pachnie delikatnie i świeżo, owocowo. 
Nie znalazłam składu ale producent na stronie pisze, że zawiera pielęgnujące dobroczynne składniki...? Faktycznie mi ładnie nawilża i absolutnie nie wysusza ust.
Aplikator, precyzyjny i mieciutki. Używanie to czysta przyjemność.





Viewing all 267 articles
Browse latest View live